Facebook
Poczta
Forum
Sklep
Logowanie
Dodaj
zdjęcie
Wydrukuj
zdjęcie

Od 1996 roku Foto-Kurier
jest jedynym polskim
przedstawicielem
panelu fotograficznego
stowarzyszenia EISA

SZUKAJ

Kadry kreślone piórem - pełny wywiad z Miłoszem Kowalewskim na temat fotografowania ptaków z  Foto-Kuriera 5/2014

ciąg dalszy...

 

 

© fot. Miłosz Kowalewski „Kawałek suchego lądu”. Młody bielik. Bieliki miałem okazję fotografować jesienią, z błotnistej wyspy, na której przebywałem niemal dwie doby.  Użyty sprzęt: Nikon d70s + 300/2,8 + TC-E 2.0×, statyw.

© fot. Miłosz Kowalewski
„Kawałek suchego lądu”. Młody bielik. Bieliki miałem okazję fotografować jesienią, z błotnistej wyspy, na której przebywałem niemal dwie doby. Użyty sprzęt: Nikon d70s + 300/2,8 + TC-E 2.0×, statyw. 


F.K.: Jakich „patentów” Pan używa, żeby skutecznie sfotografować ptaki? Jak się Pan do nich zbliża, na jaką odległość, czy ma Pan swoje ulubione czatownie?
M.K.:
Ograniczenia czasowe zmuszają mnie do bezwzględnego eliminowania sytuacji wykluczających efektywne fotografowanie. Straciłem trochę z pierwotnego uroku romantycznych i naiwnych wypraw na ptaki, ale miło jest mieć pewność siebie. Teraz, gdy wychodzę na zdjęcia, wiem co chcę i mogę osiągnąć, znam przynajmniej większą część możliwości. Chciałbym podkreślić, że skuteczność wynika wprost z wiedzy jaką posiadamy, zarówno o biotopie, jak i gatunkach, z którymi przychodzi nam pracować. Oprócz samodzielnego zgłębiania tematu, studiowania książek traktujących o biologii ptaków, wiele zawdzięczam kontaktom z ornitologami. Namacalnym owocem tych przyjacielskich znajomości, oprócz niektórych tematów na zdjęcia, jest ostoja ptaków, którą stworzyliśmy na prywatnym terenie, wspólnie z kolegami z ZTP (Zachodniopomorskie Towarzystwo Przyrodnicze). To dowód na to, że jako ludzie jesteśmy w stanie nie tylko chronić cenne środowisko, ale również – niewielkim nakładem finansowym – takie atrakcyjne miejsca tworzyć! Wystarczy utrzymywać odpowiedni poziom wody i mamy 30 hektarów samograja, z inspiracjami na przynajmniej 11 miesięcy w roku. Od paru lat, zamiast budowania stałych czatowni, preferuję zdecydowanie fotografowanie tamże z opisywanej wcześniej tratwy. To metoda wymagająca dobrej sprawności fizycznej i kondycji. Tutaj nie ma miejsca na błąd, bo w skrajnych przypadkach finałem mogłaby być utrata sprzętu, o względach osobistego bezpieczeństwa nie wspominając. Bywają chwile, gdy rzeczywistość przekornie wywraca część dotychczasowej wiedzy i doświadczenia do góry nogami. Tak było u schyłku lata zeszłego roku, kiedy na stawach zaczęło funkcjonować noclegowisko kulików wielkich. To największe siewkowce, o charakterystycznym, bardzo długim, zagiętym do dołu dziobie, odzywające się fletowym melancholijnym gwizdem. Kilka dni obserwacji pozwoliło na określenie miejsca, gdzie ptaki się co wieczór zlatywały na nocleg z pobliskich pól, na których żerowały urządzając przystanek podczas jesiennej migracji. Pozostało tylko zbliżyć się do nich na odpowiednią odległość, która przy pojedynczych ptakach oscyluje między kilkunastoma a kilkoma metrami. Sprawdzona dotąd metoda dotarcia wpław na upatrzone miejsce, pod osłoną nocy, nie przyniosła sukcesu. Na nic zdało się pół nocy spędzonej w wodzie, w bezpośredniej bliskości tych ptaków, bowiem na pięć minut przed wschodem słońca ostatni kulik odleciał głodny na żerowisko. Pozostało spróbować od drugiej strony dnia. Wodowałem więc późnym popołudniem i gdy pierwsze ptaki zlatywały z pól, byłem na miejscu, gotowy do akcji. Kolejne ptaki wciąż lądowały wokół mnie, a ja – jak w amoku – miałem pełne ręce roboty. Pełne karty pamięci, a przede wszystkim pełnia szczęścia. Byłem otoczony ze wszystkich stron ptakami, w samym centrum noclegowiska kulików wielkich! Po zachodzie słońca wpadłem jednak w panikę – jak się stąd wydostać nie płosząc całego towarzystwa? Postanowiłem cierpliwie doczekać momentu, gdy było już ciemno i potem powoli, ostrożnie omijając grupki i pojedyncze ptaki, doczołgałem się w płytkiej wodzie pod osłonę trzcin przy brzegu, udało mi się niepostrzeżenie opuścić teren, pozostawiając stado dwustu ptaków w poczuciu pełnego bezpieczeństwa. To sprawiło chyba większą satysfakcję niż wykonane kadry i pokazało dobitnie, że skuteczne fotografowanie, to nie tylko zapełniona dobrymi ujęciami karta pamięci, ale także zbliżenie i oddalenie się od fotografowanych ptaków w sposób nie wywołujący u nich stresu.

 

© fot. Miłosz Kowalewski Bielik - portret dorosłego ptaka. Kolejny ptak z jesiennej sesji. Użyty sprzęt: Nikon d70s + 300/2,8 + TC-E 2.0×, statyw.

© fot. Miłosz Kowalewski
Bielik - portret dorosłego ptaka. Kolejny ptak z jesiennej sesji. Użyty sprzęt: Nikon d70s + 300/2,8 + TC-E 2.0×, statyw. 


F.K.: Czy mógłby Pan opowiedzieć jakąś zabawną historię związaną z fotografowaniem ptaków.
M.K.:
Było ich wiele. Chociażby – kontynuując przygodę z kulikami – gdy wyszedłem na brzeg byłem cały oblepiony błotem. W stawach utrzymujemy niski poziom wody, więc jest płytko. Pływanie przypomina bardziej czołganie po błocie zakrytym kilku-, kilkunastocentymetrową warstwą wody i nie ma się jak opłukać po skończonej sesji. Wpadłem więc na pomysł aby przed zdjęciem skafandra pójść się w nim wykąpać do płynącej nieopodal rzeki. Ale żeby dojść do rzeki trzeba przejść przez wioskową drogę. Proszę sobie wyobrazić jak tak niezdarnie kroczyłem, w ciemnościach, w czarnym skafandrze, ociekający błotem, oświetlony światłem księżyca, po czym wpełzłem do płynącej leniwie rzeczki i zacząłem się chlapać, przyświecając sobie latarką-czołówką. Nagle zorientowałem się, że na mostku stoi dwóch wędkarzy. W świetle księżyca widziałem twarz jednego z nich, któremu z rozdziawionej grymasem strachu i zdziwienia buzi, wypadł papieros, efektownie koziołkując zanim zgasł w odmętach rzeki. W tym momencie obaj rzucili się do ucieczki. Bywało też, że spotykałem się z nieoczekiwanymi reakcjami ze strony ptaków. Jako, że niektórym gatunkom łatwiej jest zaakceptować ruch fototratwy, gdy kojarzą go z żywą istotą, stawiam na dachu (zakamuflowanym trzciną i turzycami) plastikowego łabędzia niemego. Wyglądam wtedy trochę jak pływająca platforma lęgowa. Kiedyś płynąc przed świtem po stawie, usłyszałem start łabędzia. Jako gatunek potrafi być on agresywny i nie tolerujący w swoim rewirze innych ptaków, ale ja poruszałem się z dala od lokalnych miejsc lęgowych. Nie widziałem go, bo po pierwsze było ciemno, a po drugie z fototratwy mam bardzo wąskie pole widzenia. Charakterystyczne chlapanie – rozbieg po wodzie i narastający jęk wydawany skrzydłami nie pozostawiały złudzeń, kto się zbliża. Nie podejrzewając niczego płynąłem wolno dalej, aż tu nagle zbliżający się wciąż odgłos zakończył się potwornie silnym uderzeniem w burtę! Łabędź mnie storpedował, na szczęście (dla mnie) trafiając w laminatową sztywną ściankę. Gdyby wleciał kilkanaście centymetrów wyżej wbiłby mi się pod plandekę do środka tratwy. Struchlałem ze strachu, bo leżąc co prawda na płytkiej wodzie nie groziła mi wywrotka, ale za to ponad powierzchnię wystawały mi nogi wraz z inną, mniej szlachetną częścią ciała. Nie miałem szans na jakąkolwiek obronę, bo od pasa w górę stałem się w tym przypadku więźniem własnej konstrukcji, nie pozwalającej na jakiekolwiek ruchy rękoma na zewnątrz. Czekałem więc pokornie na następne ciosy, ale na szczęście atak okazał się być jednorazowy.

 

© fot. Miłosz Kowalewski „Anioły przedwiośnia” (z cyklu). Łabędzie krzykliwe. Sprzęt: Nikon D300 + 300/2,8 + TC-E 1,4×. Zdjęcie powstało w marcu 2013, podczas wyjątkowo srogiego powrotu zimy.

© fot. Miłosz Kowalewski
„Anioły przedwiośnia” (z cyklu). Łabędzie krzykliwe. Sprzęt: Nikon D300 + 300/2,8 + TC-E 1,4×. Zdjęcie powstało w marcu 2013, podczas wyjątkowo srogiego powrotu zimy.


F.K.: Na wystawie „Kadry kreślone piórem” znalazło się czterdzieści jeden prac formatu 70×100 cm, które zostały zaprezentowane na nośnikach nowej generacji, jakimi są metalowe panele firmy ChromaLuxe. Dlaczego właśnie tę technologię prezentacji prac Pan wybrał?
M.K.:
Przy okazji organizacji wystawy miałem wiele szczęścia, spotykając na swojej drodze wspaniałych ludzi. Dzięki wsparciu uznanego kołobrzeskiego fotografa – ­Roberta ­Gauera udało nam się zainteresować przedsięwzięciem firmę Euroland z Białogardu, która właśnie wprowadza na nasz rynek technologię sublimacji i jest przedstawicielem marki ChromaLuxe. Zdjęcia najpierw drukowane są specjalnym rodzajem atramentu, na specjalnym papierze jako lustrzane odbicie, w dodatku mocno zdesaturowane. Następnie wydruk przykładany jest licem do panelu fotograficznego (nośnikiem jest w tym przypadku blacha aluminiowa), powleczonego warstwami, na których powstanie ostateczny obraz. Całość wędruje do prasy, gdzie pod odpowiednim ciśnieniem, w temperaturze ok. 190°C, jest wygrzewana przez 2–4 minuty. W tym czasie atrament z papieru wyparowuje (sublimuje) i osadza się na panelu. Wystarczy potem otworzyć prasę, podnieść ostrożnie płachtę papieru i poczekać aż blaszany panel wystygnie. Osobiście nie przepadam za połyskiem (są również wersje matowe paneli ChromaLuxe), ale w tym przypadku efekt jest imponujący. Obraz jest soczysty, charakteryzuje się niesamowitą głębią, trochę jakby trójwymiarowy. Ma się wrażenie, jakby był wyświetlany na ekranie monitora. Pełnego efektu nie da się pokazać ani na zdjęciach, w folderach, czy za pomocą Internetu. Trzeba obowiązkowo zobaczyć na żywo i dotknąć, aby w pełni docenić walory tej technologii. Ogromną zaletą jest jej trwałość. Nie istnieją w tym przypadku problemy wydruków na papierze fotograficznym, bo pozostawione ślady palców i inne zabrudzenia z łatwością usuniemy ściereczką, nawet z użyciem detergentu. W tym miejscu jeszcze raz dziękuję Pawłowi Lipianinowi* i całej firmie Euroland za profesjonalne wsparcie techniczne, jakiego mi udzielili.

 

ciąg dalszy artykułu na następnej stronie...


 
data dodania: 16-05-2017
 
godzina dodania: 11:14
 
odsłon: 23261
powrót na stronę główną »

fotografia

Komentarze

zostaw komentarz

sortuj według daty: rosnąco | malejąco

Artykuł nie był jeszcze komentowany.
Zostaw swój komentarz właśnie teraz.
powrót na stronę główną »



Zobacz także:

fotografia
Dla ochłody "Magia Północy" - wywiad z Dariuszem Bruhnke, pogromcą zorzy polarnej z Foto-Kuriera 10/20 - w wersji dla każde
fotografia
Foto-Kurier na weekend: Florian Schulz - najlepszy fotograf środowiska naturalnego. Wywiad z Foto-Kuriera nr 3/2011
fotografia
Fotografia reklamowa - Arek Kempka - wywiad - pełna wersja z Foto-Kuriera 2/2013; Foto-Kurier na weekend
fotografia
Karol Nienartowicz - Krajobraz górski - wywiad z Foto-Kuriera 4/22 - na weekend
fotografia
Foto-Kurier na weekend - ABC mistrzowskiego krajobrazu: Marek Biegalski - artykuł z Foto-Kuriera 4-5/20
fotografia
Czarek Sokołowski fotograf „demokracji”, czyli o ważnych sprawach obiektywnie, artykuł z FK 12/20
fotografia
Fotografia to pasja, która pozwala mi żyć - wywiad z Jerzym Kośnikiem z Foto-Kuriera 8/96
fotografia
Fujifilm optymistycznie patrzy w pszyszłość - wywiad z Tomaszem Taberskim o działaniach firmy w dobie pandemii
fotografia
Foto-Kurier na weekend: Fotografuje najszybsze samoloty świata - artykuł z Foto-Kuriera 1/11
fotografia
Fotograf do zadań specjalnych - Marek Arcimowicz - pełny artykuł z Foto-Kuriera 7/18, czyli Foto-Kurier na weekend
fotografia
Zbigniew Staszyszyn - "Na szczycie był przed Alpinistami" - wywiad z Foto-Kuriera 6/1996
fotografia
"Na szczycie był przed Alpinistami II" - ciąg dalszy wywiadu ze Zbigniewem Staszyszynem - pełny tekst z Foto-Kuriera 7/96


Zdjęcie miesiąca
Kwiecień 2024
zdjęcie miesiąca
© fot. Wioleta Pawlak
 
cofnij przenieś na początek strony
Wszelkie prawa zastrzeżone www.foto-kurier.pl  © 2000-2024. (0.097) / 0.088

Strona została zoptymalizowana w przeglądarkach: Mozilla Firefox > 3, Chrome, Internet Explorer > 7 oraz Opera. Polecana rozdzielczość ekranu 1280 x 1024

Polityka plików cookies   |