Ciekawska jaszczurka, próbująca dostać się do namiotu.

Jadowita żaba na Magnetic Island.

Nigdy nie zapomnimy tej nocy i tego ranka. Przed zapadnięciem całkowitej ciemności udaje nam się sfotografować dwa ogromne żółwie, które dobijają do wyspy akurat blisko naszej kryjówki. Podczas okresu składania jaj jest całkowity zakaz używania lamp błyskowych, więc w nocy obserwujemy żółwie już tylko przy czerwonych lampkach.
Na drugi dzień, przed wschodem słońca, biegniemy sprawdzić, ile żółwi przypłynęło na wyspę w ciągu nocy. Liczymy korytarze wyżłobione w piachu przez te, ważące ponad 100 kg, stworzenia. Obchodzimy całą wyspę wokoło w 45 minut, licząc korytarze, i niemal wchodzimy na 1,5-metrowego olbrzyma. Okazuje się, że żółw, po złożeniu w nocy jaj, źle obrał azymut w drodze powrotnej do oceanu i wylądował na skałach, których nie mógł pokonać. W końcu jakoś sobie radzi i znika w oceanie.

Wykluty przed 5 minutami żółw karetta na wyspie Heron.

Szczęście nas nie opuszcza, bowiem tego samego dnia wykluwa się 11 małych żółwi, z jaj złożonych około 2 miesięcy wcześniej. Robimy 400 zdjęć, nie przeszkadzając maluchom w kilkudziesięciominutowej wędrówce do oceanu. Zbiera się kilkuosobowa grupa, która śledzi tą wędrówkę, jednocześnie odganiając mewy, które na równi z rekinami są największym zagrożeniem w młodym życiu tych fantastycznych zwierząt. Wszystkim 11 maluchom udaje się dotrzeć do oceanu, lecz trzy zostają złapane przez mewy z wody kilkanaście metrów od brzegu.
Strażnik parku tłumaczy nam, że ze względu na mewy, rekiny i płaszczki niewiele żółwi osiągnie dorosłość. Bardzo długo tłumaczymy smutnej córce, że taka jest natura.

 

Finałem tego ekscytującego dnia jest wprost niebywały zachód słońca. Wydaje się namalowany przez natchnionego impresjonistę. Siedzimy do zapadnięcia pełnej ciemności, zapychając wszystkie karty pamięci. Wracamy na ląd z niedosytem.

Whitsunday Heaven i wyspa Fraser

Jak rozkapryszone dzieci, chcemy znów na rafę, więc jedziemy do ­Airlie Beach i ruszamy na ­wyspy ­Withsunday. Znów rafa, znów pięknie, ale wiatr powoduje, że ­ocean w miejscu gdzie nurkujemy jest mniej przejrzysty, więc foty pod wodą nie są satysfakcjonujące. Za to na lądzie żonglujemy obiektywami, bo otaczają nas przepiękne wyspy z bielusieńkim piaskiem w archipelagu Whitsunday.

Po wyspie Fraser można poruszać się samochodami terenowymi i motocyklami.

Na dobre i ze smutkiem opuszczamy rafę koralową, ale myśl o następnym celu naszej wyprawy, największej piaszczystej wyspie świata, wprawia nas od razu w lepszy nastrój. W miejscowości Rainbow Beach wynajmujemy Toyotę Hilux z napędem na cztery koła, i promem przedostajemy się na wyspę Fraser.

Mieszkańcy wyspy Fraser.