Aparaty, poza momentem fotografowania, trzymamy szczelnie zamknięte w foliowych torbach, z powodu unoszącego się od kół terenówek piachu. To tutaj spotykamy psy dingo, węże i warany. To tutaj podziwiamy Maheno, wrak statku wyrzuconego na brzeg w 1935 roku. Właśnie tutaj zachwycamy się wydmami, które stromo schodzą do jeziora Wabby. Tutaj też spędzamy pierwszy raz w życiu Święta Bożego Narodzenia na plaży i zażywamy kąpieli w jeziorze McKenzie, jednym z najczystszych na świecie.

W pewnym momencie orientujemy się, że to zachwycanie zajęło nam zbyt dużo czasu, a ostatni prom z wyspy odpływa za 2 godziny z miejsca oddalonego o 2,5 godziny drogi od punktu, w którym się znajdujemy. Jedyną drogą jest oczywiście plaża, która zaczyna się zwężać z powodu przypływu (niezwykle groźne jest zignorowanie tabel przypływów, które otrzymuje każdy odwiedzający wyspę).
Wrzucamy piąty bieg i gnamy toyotą 120 km/h po wilgotnym piachu. Nikogo wokół. Czujemy wolność.

Wydmy otaczające jezioro Wabby na wyspie Fraser. 

Raj dla miłośników fotografii
Opisane powyżej miejsca, gdzie warto pojawić się z obiektywem, to tylko ułamek tego, co oferuje Australia. To ułamek tego, co tam przeżyliśmy. Jesteśmy przekonani, że każda osoba, która kocha światło słoneczne zarówno do fotografowania, jak i do wypoczynku, zakocha się w tym kraju tak jak my.  

Jacek Kuczyński

Z aparatem nie rozstaje się od 10 roku życia. Ma w swoim dorobku wiele wywiadów o grafice i fotografii (między innymi z Juanem Velasco, dyrektorem artystycznym New York Timesa, Scottem Kelbym, naczelnym Photoshop User czy Maxem Rossim, fotografem papieskim), a także fotoreportaży (o ruchu feministycznym Cos Play Zoku z Tokio, czy o fenomenie Nowego Jorku).

 
Jacek Kuczyński
(Materiał został zebrany podczas 10-miesięcznej wyprawy Beaty, Jacka i Emilii Kuczyńskich)
jacek@kiszonyogorek.co.uk

Artykuł ukazał się w Foto-Kurierze 1/2011