Wydania FK: 183,
publikacje: 9679,
wydarzenia: 2237,
opisy i testy: 2192,
galerie zdjęć: 317273,
użytkownicy: 10109
Trwa wyszukiwanie informacji - proszę czekać ...
Wyniki wyszukiwania dla podświetlonej kategorii
Fotografia bez granic - Marcin Jamkowski
W ramach cyklu „Druga strona obiektywu” rozmawiamy z Marcinem Jamkowskim, dziennikarzem, podróżnikiem, fotografem i filmowcem, rejestrującym obrazy podczas eskploracji różnych zakątków Ziemi.
Jacht „Stary” z najmłodszą załogą na świecie płynie przez wody Grenlandii w stronę Przejścia Północno-zachodniego, legendarnej drogi morskiej prowadzącej z Atlantyku na Pacyfik przez północną Kanadę. Zdjęcie zrobione ze szczytu masztu. Kapitan krzyczał: „Tylko radaru mi nie urwij”! Canon EOS 5D, obiektyw Canon 16–35 mm f/2,8 L USM; fot. Marcin Jamkowski.
Foto-Kurier: Od wielu lat eksplorujesz naszą planetę zarówno na powierzchni jak i pod nią. Jesteś autorem wielu reportaży z wypraw wspinaczkowych i nurkowych. Współpracowałeś z wieloma wydawnictwami polskimi i zagranicznymi. Jak to się stało, że absolwent wydziału Chemii Uniwersytetu Warszawskiego zajął się fotografią. Od czego zaczęła się twoja przygoda z fotografią?
Marcin Jamkowski: Oczywiście mam na ten temat kombatancką anegdotę! W podstawówce, a więc bardzo dawno temu, kiedy na świecie były jeszcze dinozaury, byłem naczelnym gazetki szkolnej o zacięciu sportowym. Któregoś dnia wymyśliłem sobie, że zrobię fotoreportaż z meczu piłki nożnej, który rozgrywany był u mnie na warszawskiej Woli. Tata pożyczył mi swoją pryzmatyczną Minoltę, krótko wytłumaczył co i jak, a ja poszedłem i zacząłem walczyć ze zdjęciami. Nie wiedziałem wtedy o żadnym Capie i jego teorii, że trzeba być jak najbliżej akcji, ani o tym jak budować fotoreportaż, ale intuicyjnie pchałem się tak blisko linii bocznej boiska, że aż sędzia mnie raz odgwizdał. Opłaciło się, bo zdjęcia wyszły bardzo fajnie, a ja nabrałem przekonania, że fotografia jest kapitalnym medium do opowiadania historii. Najciekawsze były dla mnie historie z podróży, więc aparat zabierałem ze sobą na wszystkie wyjazdy – był ze mną w Tatrach, na Krymie, w Maroko i w Londynie. Podczas studiów zacząłem się wspinać i nurkować i zacząłem fotografować te mojej nowe pasje, a fotografie publikować w magazynach wspinaczkowych i podróżniczych. Po studiach pracowałem dwa lata na uniwerku jako asystent nad doktoratem (oddziaływanie światła z różnobarwnych laserów z materią) ale ciągle z laboratorium ciągnęło mnie w teren. Kiedy więc „Gazeta Wyborcza” w 1995 otwierała dział nauki szukali fizyków, chemików, medyków z angielskim i pasją do opowiadania historii w jednej chwili podjąłem decyzję, zostawiłem moje lasery i cząsteczki i zostałem pełną gębą dziennikarzem.
Marcin Jamkowski
Chemik, reżyser, fotograf, Warszawiak. Rocznik 70. Były redaktor naczelny National Geographic Polska, autor 6 książek, 6 filmów dokumentalnych, dziesiątków reportaży i fotoreportaży. Jego film „Uratowane z potopu” miał premierę w siedzibie The Explorers Club w Nowym Jorku, a „The Art of Sharing” w siedzibie UNESCO w Paryżu. Mówca na konferencji TEDx i nauczyciel fotografii na warsztatach foto. Nurkował i wspinał się na 5 kontynentach – zawsze z kamerą! adventurepictures.eu
F-K: Czy pisząc artykuły dla Gazety wykonywałeś również zdjęcia? Jak wyglądało fotografowanie w analogowych czasach?
M.J.: Wtedy przede wszystkim pisałem o odkryciach naukowych. Ale kiedy tylko się dało jeździłem na wyprawy i przywoziłem stamtąd foty. Ale ich opublikowanie nie było proste. Generalnie w „Gazecie” wtedy była taka zasada, że dziennikarze piszą, a fotografowie fotografują i kropka. Pilnował tego Sławek Sierzputowski, szef działu foto, który jak mało kto potrafił dbać o swoich ludzi. I dobrze. Pamiętam jak kiedyś, mimo rozlicznych zniechęceń, przyniosłem mu jednak do obejrzenia swoje zdjęcia z wyprawy do Mali. Wspinaliśmy się tam na pustynne turnie masywu Ręki Fatimy. Pięć 600-metrowych wież jak drapacze chmur stojących na Sahelu – gorącym podbrzuszu Sahary. Kompletny kosmos! „Sierzput” obejrzał te moje foty, popatrzył na mnie i powiedział do fotoedytorów: „A od dziś Jamkowski poza tekstami to i zdjęcia też może publikować”. I poszedł. Myślałem, że foty były średnie bo entuzjazm też był umiarkowany, ale Sławek miał taki oszczędny charakter. Dopiero po latach zrozumiałem, że to była wielka pochwała! Tak więc jeździłem na wyprawy i przywoziłem z nich zdjęcia. Trafiło mi się kilka bardzo fajnych tematów – byłem z amerykańskimi geografami i kajakarzami u źródeł Amazonki w górach Peru, z niemieckimi nurkami na podwodnej ekspedycji na wrak promu „Estonia” na Bałtyku, nurkowałem w jaskiniach Meksyku i wiele innych. Czasy były analogowe, jak powiedziałeś, więc z miesięcznej wyprawy przywoziłem raptem kilkanaście rolek czyli… kilkaset zdjęć! Pamiętam, że „Sierzput” nie mógł mi za te foty płacić, bo miałem etat dziennikarza, więc się rozliczaliśmy... w czystych, żywych slajdach. Dostawałem honorarium w Velviach! Strasznie to było śmieszne. Na jedną z wypraw – na Madagaskar – oprócz aparatu i slajdów zabrałem też kamerę filmową DV. Jedną z pierwszych cyfrowych kamer Canona. Wtedy zaczęły mnie kręcić ruchome obrazki! Na tą wyprawę musiałem wziąć też kule…
Przejście ze świata nad do podwodnego jest zawsze wielką frajdą i wielką niewiadomą. To nurkowanie u wybrzeży Chorwacji przyniosło efekt w postaci znalezienia potężnej kotwicy z nieznanego statku. Canon EOS 5 + Canon 20 mm, film Fuji ISO 400, obudowa Seacam, dwa flesze Seacam; fot. Marcin Jamkowski.
F-K: Kule?
M.J.: No tak, tydzień przed wyjazdem złamałem nogę i na pierwszą polską wyprawę wspinaczkową na Madagaskar pojechałem o kulach. Lekarz który mi zakładał gips w pogotowiu na Hożej w Warszawie mało ze śmiechu nie umarł jak mu mówiłem, że ja nie mogę mieć gipsu, bo jadę fotografować zdobywanie wielkiej ściany na Madagaskarze. W końcu zabetonował mi nogę i wypchnął na ulicę. Ale z tego śmiechu położył gips nieuważnie i skorupa zaczęła mi się sypać! Próbowałem go razem z moją narzeczoną naprawiać metodą murarską – zarzutka, zacierka i tynk gotowy – ale dalej się kruszył. Więc kazałem go sobie zdjąć tuż przed wyjazdem i pojechałem z usztywnionym butem górskim do wspinaczki zimowej. Upał! Madagaskar! A ja kuśtykam o kulach jak pajac obwieszony sprzętem przez dżunglę pod ścianę między lemurami. No myślałem, że się zapłaczę! Moi kumple szli 40 minut z obozu pod ścianę, a ja… 4 godziny! No, ale co było robić, shit happens! Normalnie nie mogłem się wspinać, więc zagryzłem zęby i dawałem w górę po linach zostawionych przez kumpli. Zdjęcia poszły potem w Magazynie GW i na okładkę Magazynu Górskiego. A za film dostałem nagrodę na festiwalu Mediatravel w Łodzi. Więc wysiłek opłacił się!
F-K: A noga?
M.J.: Zrosła się! Śladu nie ma!
Ślub we wsi na dnie Kanionu Colca w Peru. Zejście do tego najgłębszego kanionu świata zajmuje dwa dni. Ksiądz zagląda tam rzadko, raz na kilka lat. Chrzci wtedy wszystkie nowe dzieci i udziela hurtem ślubów. Tym razem do ożenku stanęły cztery pary. Canon EOS 5D, obiektyw Canon 16–35 mm f/2,8 L, lampa błyskowa Canon Speedlite 430 EX II; fot. Marcin Jamkowski.
F.K: Jak doszło do tego, że zostałeś redaktorem naczelnym polskiej edycji miesięcznika National Geographic?
M.J.: Na wyprawie do Peru poznałem Darka Raczko, który był wtedy naczelnym polskiego NG. Szybko znaleźliśmy wspólny język i niedługo po powrocie Darek zaproponował mi pracę w NG w charakterze stażysty. Odmówiłem. Kilka miesięcy później znowu zaproponował – jako redaktor. Znowu odmówiłem… Wiesz, to może brzmieć jakbym był zarozumiałym dupkiem, ale ja naprawdę miałem wtedy w Gazecie Wyborczej jak u Pana Boga za piecem! Jeździłem na wyprawy i publikowałem reportaże okładkowe w magazynie. Polski National Geographic dopiero się rozkręcał i nie było mowy o tym, żeby coś takiego robić. Gdzieś z rok – dwa lata później Darek zadzwonił do mnie trzeci raz i zaproponował pracę raz jeszcze. Powiedział, że ruszają z własnymi reportażami i że chce, żebym był jego zastępcą. I zagroził, że więcej nie zadzwoni! :-) Na taką propozycję nie mogłem odpowiedzieć inaczej, jak tylko się zgodzić! I to była świetna decyzja! Robiliśmy kapitalne rzeczy! Darek po dwóch latach odszedł, a ja zostałem naczelnym. Pięć lat wielkich wspaniałych wyzwań i świetnych produkcji. Wysyłaliśmy ludzi do Australii, Iraku, Peru, Oceanii, Sudanu… generalnie gdzie pieprz rośnie!
Foto-Kurier 11/2025 w najlepszych salonach prasowych oraz w e-kiosku. Okładkę ozdobiło
zdjęcie wykonane przez Leszka Wygachiewicza, składające się z 2032 zdjęć. A w środku znalazły się testy i opisy najnowszych obiektywów i aparatów oraz inspirujące zdjęcia, a także...
Tamron 28–300 mm f/4–7,1 Di III VC VXD to wszechstronny obiektyw zmiennoogniskowy o krotności 10,7×, do pełnoklatkowych bezlusterkowców z mocowaniem Sony E, który zadebiutował 1 sierpnia 2024 r. Ma kompaktową konstrukcję o długości zaledwie 126 mm i wadze 610 g oraz wbudowaną stabilizację optyczną VC. Test obiektywu przed wami.
Marta Darowska i Tadeusz Koniarz, eksperci nie tylko w dziedzinie
fotografii, poddają swojej opinii wybrane zdjęcia użytkowników galerii
foto-kurier.pl. Wgrywaj zdjęcia do serwisu jeśli chcesz, żeby nasi
eksperci omówili je na łamach Foto-Kuriera. Tym razem swoją uwagę skupili między
innymi na zdjęciu "Pastelowy poranek dnia", którego autorem jest Maciej Najderek, następnym razem może
to być seria lub pojedyncze zdjęcie wgrane przez Ciebie.
Strona została zoptymalizowana w przeglądarkach: Mozilla Firefox > 3, Chrome, Internet Explorer > 7 oraz Opera. Polecana rozdzielczość ekranu 1280 x 1024